Kliknij na zdjęcie, aby je skomentowaćPoprzedni trener Górnika Robert Warzycha zaufał Przyrowskiemu i to on był podstawowym bramkarzem zabrzan na początku sezonu. Spodziewano się, że były reprezentant Polski będzie prezentował podobną formę, jak wcześniej w GKS-ie Tychy gdzie należał do najlepszych piłkarzy tego zespołu w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu. Co prawda tyszanie spadli z I ligi, ale akurat do "Przyrosia" można było mieć najmniej pretensji.

Latem o niego stoczyły rywalizację Zagłębie Lubin i Górnik Zabrze. Były bramkarz Polonii Warszawa jedną nogą był już w tym pierwszym klubie, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i zdecydował się na podpisanie kontraktu z Górnikiem. W Zabrzu obiecano mu miejsce w podstawowym składzie, na które w Lubinie z automatu nie mógł liczyć.

Ale przygoda z Górnikiem rozpoczęła się od koszmaru. Fatalna interwencja w inauguracyjnym spotkaniu przeciwko Wiśle Kraków spowodowała, że zabrzanie zamiast wygrać, tylko zremisowali. Później było już tylko... gorzej. W każdym meczu Przyrowskiemu przytrafiały się proste błędy, po których śląski zespół tracił gole i punkty. Drużyna zakotwiczyła na ostatnim miejscu w tabeli, pracę stracił Warzycha, a "Przyroś" wylądował na ławce rezerwowych. Zastąpił go między słupkami Grzegorz Kasprzik,który jak do tej pory spisuje się o niebo lepiej od swojego konkurenta.

W Górniku nikt nie ma już złudzeń co do tego, że ściągnięcie Przyrowskiego było chybionym posunięciem. Doświadczony bramkarz podpisał kontrakt do końca sezonu z opcją przedłużenia o kolejny, ale na jego prolongatę nie ma co liczyć. W Zabrzu najchętniej pozbyliby się go już zimą, bo w odwodzie, oprócz Kasprzika, mają jeszcze Radosława Janukiewicza, sprowadzonego w trybie awaryjnym z Pogoni Szczecin. Problem polega na tym, że zbyt wielu chętnych na usługi Przyrowskiego nie będzie...