Aktualności
 
PS: Coraz więcej pieniędzy w lidze, ale...
 
28. lutego 2011, 09:36
autor: Marek Jakubowski
źródło: Przegląd Sportowy
 
W polskiej piłce krąży coraz więcej pieniędzy, a jednak kiedy zgłaszają się kluby choćby tylko z ligi tureckiej, to biorą kogo chcą.
Kliknij na zdjęcie, aby je skomentować
U nas kontrakty dochodzą do 500 tysięcy euro za sezon, dla Turcji, Grecji czy Rosji (o silnych ligach zachodnich nie wspominając) to żadna bariera. Szkoda, że w lidze nie ma już tych sześciu, co poszło do Turcji, bo to jednak nazwiska w lidze rozpoznawalne. Szkoda także Sławka Peszki, ale chłopak rozwija się ku chwale reprezentacji i kierunek Koeln to był słuszny wybór.

Biadolił nie będę, bo przecież jak jedni odeszli, to następni przyszli. Do Wisły reprezentant Izraela Melikson i Kew Jaliens, co to grał w reprezentacji Holandii. Ten ostatni zdobywał mistrzostwo Niderlandów i występował w Lidze Mistrzów. Wszyscy się nim zachwycają, choć nie zagrał jeszcze pół meczu w polskiej lidze. No wszyscy z wyjątkiem Bożydara Iwanowa, który na co dzień interesuje się ligą holenderską (nie wiem po co, ale się interesuje). No i jak Boży taki sceptyczny, to ja też się z zachwytami wstrzymam, aż człowieka na boisku zobaczę. Odszedło kilku goleadorów (Brożek, Robak czy Grosicki), ale paru gości, na których warto oko zawiesić, jeszcze zostało. Choćby Artjoms Rudnevs i Artur Sobiech (nie wiem jak ten 20-latek wynegocjował sobie kontrakt za dobrze ponad bańki rocznie?! Ale chwała mu za to, że wynegocjował). Albo taki Tomek Frankowski, który przy płacach tych dwóch ostatnich gra w Białymstoku za drobne. Ale jak gra!

Tomek zawsze mnie zadziwiał niesamowitą skromnością i temperamentem... żółwia na wakacjach (mam nadzieję, że Tomek się nie obrazi). Nawet gdy opowiadał, jak go Janas nie zabrał na mundial w 2006 roku, robił to, jakby opowiadał o wrażeniach ze szkolnej wycieczki do Pułtuska. Ale to właśnie ten spokój wewnętrzny pozwala mu wykorzystywać sytuacje, gdy innym gotują się głowy.

A jest jeszcze Smolarek! Może wystrzeli wiosną? Potrafił on w Polonii Warszawa pokazać się z dobrej strony w meczu z Zenitem St. Petersburg, a Rosjanie grali w najsilniejszym składzie! I co z tego, że to tylko sparing w okresie przygotowawczym? Ale wygrany! A z Ruskimi nawet w sparingach żartów nie ma. Polonii na wiosnę jestem bardzo ciekawy.

Jeśli czegoś mi w lidze brakuje, to takiego myślenia w klubach, że piłka nożna to dziedzina rozrywki, która musi rywalizować o klienta z kinowymi multipleksami, knajpami, dyskotekami i telewizją. Show to dzisiaj podstawa, tymczasem prezesi na ten element patrzą w dziesiątej kolejności. A niesłusznie, bo medialność (przepraszam za to brzydkie określenie, ale jest najbardziej adekwatne) piłkarzy to pieniądze dla klubu. Bo jeśli kibic ma się identyfikować z klubem, to musi go coś zainteresować, musi wzbudzić w nim jakieś emocje. Czasem nawet negatywne, ale jednak emocje.

Tymczasem standardem jest „produkcja" piłkarzy, którzy opowiedzą jak strzelili bramkę, ale już wiele więcej do powiedzenia nie mają. A show wymaga gwiazd! Nawet takich, co to słabiej grają, ale mają niewyparzoną gębę. Nie ma Tomka Hajty, nie ma kilku bramkarzy, co to im się buzia nie zamyka: Szamotulskiego, Onyszki, Kowalewskiego.

Na ich miejsce trzeba szukać zawodników, którzy przyciągną szersze spektrum publiczności. Wiecie dlaczego teraz tak dobrze funkcjonuje Radosław Majdan? Przecież nie dlatego, że był Bóg wie jakim bramkarzem. Bo nie był, był bramkarzem przyzwoitym. Ale stał się celebrytą, który nawet na rozstaniu z Dodą zbił kapitał medialny. Dzisiaj jest dyrektorem, rzecznikiem, ekspertem, modelem, celebrytą i wszystkim tym jednocześnie. Nawet jak ze „Świrem" Świerczewskim siedział w areszcie, to też mu to nie zaszkodziło. A może nawet pomogło. I żeby nie było! Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie proponuję cyrku zamiast futbolu, tylko podparcie rywalizacji ligowej (która nie jest angielską Premiership czy hiszpańską Primera Division i nigdy nimi nie będzie) elementem spektaklu, dodaniem pieprzu, zb udowaniem emocji. W tym kontekście szkoda mi trochę, że Legia nie zatrudniła chorwackiego obrońcy Dino Drpicia, który z żoną - jak ona sama twierdzi - uprawiał seks przy zapalonych jupiterach na środku stadionu Dinama Zagrzeb. Nie wiem, czy to prawda i nie wiem, czy chcieliby w ten sam sposób „ochrzcić" stadion przy Łazienkowskiej, ale wiem, że napisał o nim nawet „The Telegraph".

Myślicie, że zwariowałem? Nie, nie zwariowałem. Przecież ten facet nie byłby w Legii od grania. On, jego żona, ich... hm... „doświadczenia" byłyby magnesem przyciągającym na trybuny także tych, którzy nie zaczynają poniedziałku od przejrzenia tabel w sportowych gazetach. To ci, którzy lubią obejrzeć „M jak miłość", albo to coś o rozlewiskach bodajże, chodzą na proste komedie, albo czytują tabloidy i kundelki w internecie. Na dużych stadionach trzeba sięgać po każdego klienta. Nawet jeśli klient nie zna składów, a tylko chce zobaczyć faceta, co się kochał z żoną na środku boiska. Trochę tak jak w przedwojennym cyrku, gdy ludzie chodzili na babę z brodą. A że sportowo Drpić słaby? Co z tego? Taki ogórkowaty Kumbev parę lat kasował pieniądze dze przy Łazienkowskiej, a ogrywali go amatorzy w Pucharze Polski. Też był z Bałkanów, też lubił seks, tylko takiej fantazji nie miał. A poza tym Drpić - choć go w życiu nie widziałem - nie mógł być gorszy od Kumbeva. Wiem, bo tego to już widziałem.

Dzisiaj możemy sobie o tym mówić pół żartem, pół serio. Jak się otworzą wszystkie nowe stadiony, nie starczy tylko tych kibiców, którzy bez futbolu nie mogą przeżyć ani dnia. Trzeba będzie wzbogacić ofertę także dla tych, którzy piłkę ligową mają w nosie, ale chętnie obejrzą „babę z brodą".

Felieton Dariusza Tuzimka z Przeglądu Sportowego (28.02.2011)
 
 
Słowa kluczowe: polska
 
powrót » do góry » drukuj wyślij link komentarze (0) dodaj komentarz