Wywiady

Świerczewski: Czekamy na mały cud
9. lutego 2012
źródło: ASInfo
"Ten klub był bliski upadłości. Niektóre sprawy organizacyjne nadal wymagają poprawy" - mówi Piotr Świerczewski, menedżer ŁKS.
Kliknij na zdjęcie, aby je skomentować
- Tomasz Hajto obronił dzisiaj pracę dyplomową na kursie UEFA A. Zazdrości mu pan?
Piotr Świerczewski: - Nie zazdroszczę, ale gratuluję, że ukończył ten kurs. Ja go na razie nie potrzebuję do pracy jako menedżer ŁKS-u.
- Czy uważa pan, że dzięki napisaniu tej pracy i uczęszczaniu na kurs UEFA A Hajto podniósł swoje kwalifikacje trenerskie?
- Nie wiem, czy pomoże mu to w trenowaniu Jagiellonii Białystok. Na pewno główną rolę w jego obecnej pracy będzie odgrywało wieloletnie doświadczenie wyniesione z boisk Bundesligi.
- Pan również uczęszczał na zajęcia w Szkole Trenerów PZPN, ale w pewnym momencie zrezygnował. Stwierdził pan, że się to nie przyda?
- Z tego, co się teraz dowiaduję, odpowiednie kursy jednak będą mi potrzebne, więc w przyszłości wrócę na zajęcia.
- W Polsce byli wybitni piłkarze nie mają takich ułatwień przy wyrabianiu trenerskich "papierów" jak ich koledzy z Anglii czy Włoch.
- Zgadza się. Mam również obywatelstwo francuskie, więc w międzyczasie staram się dowiedzieć, czy w innym kraju, gdzie szanują byłych piłkarzy, uda mi się ukończyć potrzebne kursy w przyspieszonym trybie.
- W Polsce nie tylko nie może pan liczyć na wyrozumiałość, ale po raz kolejny oberwało się panu od Antoniego Piechniczka.
- Pan Antoni Piechniczek jest wybitnym trenerem, osiągnął bardzo wiele, za co go bardzo szanuję. Jest osobą dorosłą, więc może mówić, co chce.
- Jak pan jednak podchodzi do jego słów, że jest gotów "skrócić pana o głowę"?
- Myślę, że takie określenie nie padło. To był wymysł dziennikarzy. Pan Antoni jest wyjątkowo kulturalnym człowiekiem i aż dziwnie by to zabrzmiało w jego ustach.
- Coś jest jednak na rzeczy, skoro Piechniczek nie wystosował żadnego dementi. Cóż, zostawmy to. Na treningach ŁKS-u pojawiło się ostatnio kilku nowych piłkarzy z kartą na ręku: Michał Goliński, Maciej Iwański, Seweryn Gancarczyk i Grzegorz Szamotulski. Czy w ten sposób budowana drużyna zdoła utrzymać się w Ekstraklasie?
- Nie wiem, ale na pewno spróbujemy. Pamiętajmy, że ten klub był bliski upadłości. Niektóre sprawy organizacyjne nadal wymagają poprawy. Jeśli chodzi o stronę sportową, osobą odpowiedzialną jestem ja. Nie mogę ściągnąć zawodników, których bym chciał, bo nie stać nas na ich kontrakty. Jesteśmy więc zmuszeni do tego, żeby wziąć chłopaków, którzy są bez klubu. Okres przygotowawczy spędziliśmy biegając w lesie lub ćwicząc na siłowni. Nie jesteśmy jednak kulturystami, tylko piłkarzami, a tak na dobrą sprawę nie trenowaliśmy na żadnym boisku trawiastym, nie byliśmy też na żadnym obozie. Dzisiaj mieliśmy trzeci trening na sztucznej nawierzchni. Dlatego będzie nam bardzo ciężko i wszyscy w ŁKS-ie to rozumieją, ale mimo wszystko nie poddajemy się, wszyscy są gotowi do walki do końca.
- Na czym właściwie opiera pan swój optymizm w kontekście walki o utrzymanie?
- Przede wszystkim na moich umiejętnościach menedżerskich i na tym, że te chłopaki, którzy zostali odstrzeleni z innych klubów, będą chcieli udowodnić, że niesłusznie się ich pozbyto, że są dobrymi piłkarzami. Wspólnie spróbujemy powalczyć o to, żeby utrzymać drużynę w Ekstraklasie. Mimo tego, że miewamy po 30 piłkarzy na treningu, zostanie z nami około 15. Po prostu czekamy na mały cud, mamy nadzieję, że trafi się nam utalentowany piłkarz z pierwszej, drugiej czy trzeciej ligi. Jesteśmy takimi łowcami talentów. Nie ukrywam, że sytuacja jest bardzo ciężka, ale walczymy. Pchamy do przodu ten wózek, no i zobaczymy, czy wszyscy będą nam strzelać po trzy lub cztery bramki. Bo na to jesteśmy skazywani.
- Wczoraj na treningu ŁKS-u pojawił się Grzegorz Szamotulski. Dziwi to tym bardziej, że do gry w bramce pretendują Bogusław Wyparło i Pavle Velimirović.
- Grzegorz Szamotulski przyszedł do zespołu na moją prośbę, bo chce mi pomóc. Jednak nie zaproponowałem mu jeszcze kontraktu. Mamy jeszcze kilka dni treningów, po których nasz trener bramkarzy, bo ja nie chcę mu wchodzić w drogę, oceni, czy Grzesiek jest bramkarzem nr 1, 2 czy 3. Myślę, że niezależnie od decyzji Grzesiek się nie obrazi, a ja mu podziękuję, że dał nam szansę wspólnie potrenować.
- Czy przypadkiem nie zabezpiecza się pan Szamotulskim na wypadek odejścia Velimirovicia, który pokazał się jesienią z niezłej strony?
- Nie, w tej sprawie nie ma nic na rzeczy.
- Czy wie pan, że w konferencjach pomeczowych może brać udział tylko trener zespołu?
- Jeśli tak jest naprawdę, to będzie na nie chodził trener Pyrdoł. Ja jestem menedżerem i nie wiem nawet, czy będę mógł przebywać na ławce rezerwowych. Jeżeli nie będę mógł na niej zasiąść, to trudno. Będę wtedy oglądał mecz tak jak wszyscy kibice.
- Na czym zatem będzie konkretnie polegać pańska rola w ŁKS-ie?
- Mamy pierwszego i drugiego trenera, a także osobę, która zarządza pionem sportowym ŁKS-u Łódź. Tą osobą jestem ja. Jeżeli chce pan mnie nazwać dyrektorem sportowym, proszę bardzo. Jeżeli chce pan mnie nazwać kierownikiem, to będę kierownikiem. Jeżeli chce pan mnie nazwać menedżerem, nie ma problemu. Wszyscy mnie nazywają jak chcą, więc ja też daję panu wolną rękę - proszę mnie nazywać, jak pan chce.
- Abstrahując od tego, jak będzie się nazywać pańska funkcja, czy to jednak nie pan będzie miał decydujące zdanie przy ustalaniu składu i taktyki na dany mecz?
- Jest nas czterech w szatni i wszyscy razem będziemy decydować o formie. Fachowe oko i doświadczenie pana Pyrdoła bardzo wszystkim pomaga. Ja patrzę się na pewne sprawy inaczej niż on, Krzysztof Adamowicz jeszcze inaczej, a Dariusz Bratkowski, trener bramkarzy, również ma własne, inne poglądy. Każdy ma swoje zdanie, które bierzemy później pod uwagę i wspólnie podejmujemy decyzje.
- Jednak wszyscy mówią o tym, że to pan będzie pociągał za wszystkie sznurki w szatni.
- Ludzie mówią bardzo różne rzeczy. Jakiś czas temu dziennikarze pisali, że pobiłem policjantów, a okazało się, że jestem niewinny.
powrót »
do góry »
drukuj
wyślij link
komentarze (0) dodaj komentarz
Kliknij na zdjęcie, aby je skomentować

- Tomasz Hajto obronił dzisiaj pracę dyplomową na kursie UEFA A. Zazdrości mu pan?
Piotr Świerczewski: - Nie zazdroszczę, ale gratuluję, że ukończył ten kurs. Ja go na razie nie potrzebuję do pracy jako menedżer ŁKS-u.
- Czy uważa pan, że dzięki napisaniu tej pracy i uczęszczaniu na kurs UEFA A Hajto podniósł swoje kwalifikacje trenerskie?
- Nie wiem, czy pomoże mu to w trenowaniu Jagiellonii Białystok. Na pewno główną rolę w jego obecnej pracy będzie odgrywało wieloletnie doświadczenie wyniesione z boisk Bundesligi.
- Pan również uczęszczał na zajęcia w Szkole Trenerów PZPN, ale w pewnym momencie zrezygnował. Stwierdził pan, że się to nie przyda?
- Z tego, co się teraz dowiaduję, odpowiednie kursy jednak będą mi potrzebne, więc w przyszłości wrócę na zajęcia.
- W Polsce byli wybitni piłkarze nie mają takich ułatwień przy wyrabianiu trenerskich "papierów" jak ich koledzy z Anglii czy Włoch.
- Zgadza się. Mam również obywatelstwo francuskie, więc w międzyczasie staram się dowiedzieć, czy w innym kraju, gdzie szanują byłych piłkarzy, uda mi się ukończyć potrzebne kursy w przyspieszonym trybie.
- W Polsce nie tylko nie może pan liczyć na wyrozumiałość, ale po raz kolejny oberwało się panu od Antoniego Piechniczka.
- Pan Antoni Piechniczek jest wybitnym trenerem, osiągnął bardzo wiele, za co go bardzo szanuję. Jest osobą dorosłą, więc może mówić, co chce.
- Jak pan jednak podchodzi do jego słów, że jest gotów "skrócić pana o głowę"?
- Myślę, że takie określenie nie padło. To był wymysł dziennikarzy. Pan Antoni jest wyjątkowo kulturalnym człowiekiem i aż dziwnie by to zabrzmiało w jego ustach.
- Coś jest jednak na rzeczy, skoro Piechniczek nie wystosował żadnego dementi. Cóż, zostawmy to. Na treningach ŁKS-u pojawiło się ostatnio kilku nowych piłkarzy z kartą na ręku: Michał Goliński, Maciej Iwański, Seweryn Gancarczyk i Grzegorz Szamotulski. Czy w ten sposób budowana drużyna zdoła utrzymać się w Ekstraklasie?
- Nie wiem, ale na pewno spróbujemy. Pamiętajmy, że ten klub był bliski upadłości. Niektóre sprawy organizacyjne nadal wymagają poprawy. Jeśli chodzi o stronę sportową, osobą odpowiedzialną jestem ja. Nie mogę ściągnąć zawodników, których bym chciał, bo nie stać nas na ich kontrakty. Jesteśmy więc zmuszeni do tego, żeby wziąć chłopaków, którzy są bez klubu. Okres przygotowawczy spędziliśmy biegając w lesie lub ćwicząc na siłowni. Nie jesteśmy jednak kulturystami, tylko piłkarzami, a tak na dobrą sprawę nie trenowaliśmy na żadnym boisku trawiastym, nie byliśmy też na żadnym obozie. Dzisiaj mieliśmy trzeci trening na sztucznej nawierzchni. Dlatego będzie nam bardzo ciężko i wszyscy w ŁKS-ie to rozumieją, ale mimo wszystko nie poddajemy się, wszyscy są gotowi do walki do końca.
- Na czym właściwie opiera pan swój optymizm w kontekście walki o utrzymanie?
- Przede wszystkim na moich umiejętnościach menedżerskich i na tym, że te chłopaki, którzy zostali odstrzeleni z innych klubów, będą chcieli udowodnić, że niesłusznie się ich pozbyto, że są dobrymi piłkarzami. Wspólnie spróbujemy powalczyć o to, żeby utrzymać drużynę w Ekstraklasie. Mimo tego, że miewamy po 30 piłkarzy na treningu, zostanie z nami około 15. Po prostu czekamy na mały cud, mamy nadzieję, że trafi się nam utalentowany piłkarz z pierwszej, drugiej czy trzeciej ligi. Jesteśmy takimi łowcami talentów. Nie ukrywam, że sytuacja jest bardzo ciężka, ale walczymy. Pchamy do przodu ten wózek, no i zobaczymy, czy wszyscy będą nam strzelać po trzy lub cztery bramki. Bo na to jesteśmy skazywani.
- Wczoraj na treningu ŁKS-u pojawił się Grzegorz Szamotulski. Dziwi to tym bardziej, że do gry w bramce pretendują Bogusław Wyparło i Pavle Velimirović.
- Grzegorz Szamotulski przyszedł do zespołu na moją prośbę, bo chce mi pomóc. Jednak nie zaproponowałem mu jeszcze kontraktu. Mamy jeszcze kilka dni treningów, po których nasz trener bramkarzy, bo ja nie chcę mu wchodzić w drogę, oceni, czy Grzesiek jest bramkarzem nr 1, 2 czy 3. Myślę, że niezależnie od decyzji Grzesiek się nie obrazi, a ja mu podziękuję, że dał nam szansę wspólnie potrenować.
- Czy przypadkiem nie zabezpiecza się pan Szamotulskim na wypadek odejścia Velimirovicia, który pokazał się jesienią z niezłej strony?
- Nie, w tej sprawie nie ma nic na rzeczy.
- Czy wie pan, że w konferencjach pomeczowych może brać udział tylko trener zespołu?
- Jeśli tak jest naprawdę, to będzie na nie chodził trener Pyrdoł. Ja jestem menedżerem i nie wiem nawet, czy będę mógł przebywać na ławce rezerwowych. Jeżeli nie będę mógł na niej zasiąść, to trudno. Będę wtedy oglądał mecz tak jak wszyscy kibice.
- Na czym zatem będzie konkretnie polegać pańska rola w ŁKS-ie?
- Mamy pierwszego i drugiego trenera, a także osobę, która zarządza pionem sportowym ŁKS-u Łódź. Tą osobą jestem ja. Jeżeli chce pan mnie nazwać dyrektorem sportowym, proszę bardzo. Jeżeli chce pan mnie nazwać kierownikiem, to będę kierownikiem. Jeżeli chce pan mnie nazwać menedżerem, nie ma problemu. Wszyscy mnie nazywają jak chcą, więc ja też daję panu wolną rękę - proszę mnie nazywać, jak pan chce.
- Abstrahując od tego, jak będzie się nazywać pańska funkcja, czy to jednak nie pan będzie miał decydujące zdanie przy ustalaniu składu i taktyki na dany mecz?
- Jest nas czterech w szatni i wszyscy razem będziemy decydować o formie. Fachowe oko i doświadczenie pana Pyrdoła bardzo wszystkim pomaga. Ja patrzę się na pewne sprawy inaczej niż on, Krzysztof Adamowicz jeszcze inaczej, a Dariusz Bratkowski, trener bramkarzy, również ma własne, inne poglądy. Każdy ma swoje zdanie, które bierzemy później pod uwagę i wspólnie podejmujemy decyzje.
- Jednak wszyscy mówią o tym, że to pan będzie pociągał za wszystkie sznurki w szatni.
- Ludzie mówią bardzo różne rzeczy. Jakiś czas temu dziennikarze pisali, że pobiłem policjantów, a okazało się, że jestem niewinny.
Czytaj w internecie:http://www.transfering.pl/publicystyka/60,swierczewski-czekamy-na-maly-cud
© 20010 SportMarketing. All rights reserved.
- Bonus 300 PLN na sporty wirtualne w LV BET!
- Lucky Loser w Totolotku na Europejskie Puchary!
- FC Barcelona wygra po kursie 100.00 w Noblebet
- 750 PLN na weekend w LV BET
- WIOSENNY BONUS 500 PLN w Noblebet
- Lucky Loser w Totolotku na Europejskie Puchary!
- Lucky Loser Ekstraklasa w Totolotku
- Promocja Bet and Collect w Totolotku
- 500 PLN na Anglików w LV BET
- Wygrana Polski po kursie 100.00 w Noblebet!